poniedziałek, 10 lutego 2014

22.

Dużo czasu minęło. Dużo się zmieniło. Chciałabym móc powiedzieć, że na lepsze. Ale to byłoby kłamstwo-ponieważ to mój blog, oszukiwałabym samą siebie. Bezsens.
Z pozytywów padaczkowych - odstawiam depakinę. W ogóle. W ocenie mojej neurolog neurotop sobie sam poradzi z moimi atakami. Odstawiam ją bardzo powoli, od grudnia. I nie jest źle. Ataków brak. Czyli malutki sukces. Póki co zeszłam z dawki 500x0x600 na 300x0x300. Niestety jest też druga strona medalu.

Depakina oprócz działania przeciwpadaczkowego stricte, jest też stosowana w depresji i innych zaburzeniach psychicznych jako stabilizator nastroju. Cóż. Właśnie się okazało, że i mnie ona stabilizowała... A nagle po dojściu do obecnej dawki upadłam i nie mogłam wstać. Nigdy, przenigdy nie czułam takiej niemocy sprawczej! "Na stanie" domowym dwójka dzieci i ja sama, a ja nie mogłam wstać z łóżka... I nikt nie mógł zmienić mojej postawy. Po tygodniu koszmaru stwierdziłam, że coś jest ze mną nie tak, że Boże! Tak nie można żyć! Nie jeździłam z dzieckiem na rehabilitację, zaniedbywałam wszystkie ważne sprawy. Poszłam do lekarza, który wyjaśnił mi co się stało. To przecież takie proste...

Biorę typowe antydepresanty teraz, podniosły mnie z gleby, choć nie wiem na jak długo. I jak długo miałabym je brać? Czyli, że co? Jestem typową 30 tką z depresją? Nie jestem tak silna jak mi się zawsze wydawało? Jak wszyscy o mnie myślą i jak zawsze dają mi to do zrozumienia? Więc jak ja mam żyć? Na kim się oprzeć kiedy sama nie mogę ustać? Jak nikt nie wyciąga ręki bo nie widzi takiej potrzeby? A nawet jeśli to ja... ja nie umiem przyjmować pomocy. Bo sama widzę siebie jako tą silną, która uniesie samodzielnie na swoich barkach wszystko, co los jej rzuci pod nogi...