środa, 4 września 2013

10.

Po pierwszym "wyjaśniającym" poście była cisza. Z postępu mojej choroby. Dzisiaj postanowiłam to nadrobić.
Od marca tego roku moje mikro ataki "ewoluowały". Tracę świadomość na krótką chwilę. Póki co. Może na 3-5 sekund. I robię wtedy dziwne rzeczy. Najczęściej coś chowam. Masakra. Bo później tego szukam oczywiście.
Przed ostatnio stacja paliw Auchan. Facet tankuje nam gaz. Mąż poza autem rzuca na swój fotel tabliczkę z nr stanowiska. Widzę, ze będzie wsiadał wiec zabieram tą tabliczkę z jego fotela. I to jest koniec. Podniosłam ją i już jej nie było. Matko, co za masakra była! Kolejka za nami, mąż szukający tej jebanej tabliczki, drący się na mnie, ze po co ruszałam i ble ble ble. Na co odzywa się z tyłu Starszak i mówi: "mamo ale Ty mi go dałaś...."
No. To na tyle. Bo fakt ten zupełnie nie zaistniał w moim mózgu.
Sytuacja sprzed kilku dni. Sklep z obuwiem dla dzieci. Kocioł. Pokazuję
pani karteluszkę, zaświadczenie od ortopedy, jakie obuwie z jakim obcasem, wysokością itd.
Pani kartkę oddaje, idzie po buty. Wybieramy buty, kapcie, wszystko to trwa kilkanaście minut. W końcu zmierzam w stronę kasy, gdzie mam też zostawić zaświadczenie, bo oni na zamówienie dorabiają specjalistyczne obcasy. Otwieram notes - nie ma. Przetrząsam torebkę - nie ma. Kurwa przecież było. Wiem, ze ekspedientka mi je oddawała. Nie mam kieszeni. musi być w torbie i koniec. Znowu - notes - kartka po kartce. Nic. Torebka - wszystko wywalam. Nic. Sąsiadka, która ze mną jest, robi to samo co ja przed chwilą. Nie ma. Podchodzi ekspedientka, mówi, że widziała jak chowam ją do torebki. Ale kurwa tam jej nie ma. Zaczynam opadać z sił. Chce mi się ryczeć. Już wiem co się stało. Oglądam półki, odsuwam buty, bo wiem, że mogłam je wpierdolić gdziekolwiek. Nagle ktoś kto stał przy kasie przynosi to pierdolone zaświadczenie, było włożone w jakiś karton z butami (chłopięcymi!!!), których w życiu na oczy nie widziałam... A przynajmniej tego nie pamiętam.
Najbardziej wkurwia to, że biorę ten jebany neurotop, po którym tak źle się czuję, znoszę go dzielnie, raz lepiej raz gorzej a jak widać, on nie działa. Po co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz